Z tym problemem boryka sie wiekszosc wlascicieli kotowatych, bez wzgledu na rase czy pochodzenie. Kot jak wiekszosc futerkowych gubi klaki... mniej lubi wiecej, to juz zalezy. Moje ogolnie gubia sporo, pewnie troche tez i mojej w tym winy, bo nie powiem zebym je regularnie czesala. Z drugiej strony przy kazdym czesaniu mialam wrazenie, ze tylko pogarszam sprawe... czesalam i czesalam a klaki dalej wychodzily i takie to bylo bez sensu.
I pewnie tak by pozostalo a ja kiedys utonelabym w kocich kudlach, bo chwilami nie nadazam ze sprzataniem... gdyby nie wypatrzony na insta sprzet do odklaczania. Banalnie proste urzadzenie, ktore wlasnie glownie wyczesuje podszerstek. Efekty spodobaly mi sie na tyle, ze postanowilam sprobowac i zamowilam na amazonie. Do kupienia sa one praktycznie wszedzie tam gdzie kocie produkty, dla mnie amazon byl w tym przypadku najprostsza i najtansza wersja :)
Sprzet o nazwie Furminator i na pewno wielu posiadaczkom kotow nie jest on obcy... dobiera sie wg wagi i dlugosci wlosa. Ja mam wielosc L dla duzych kotow o krotkim wlosiu.
Na zdjeciu ponizej widac to co wyczesalam z Wilbiego. Pozniej mielismy poprawke, bo wyglada na to, ze kudlatemu sie ta impreza podoba. Gorzej w przypadku Wikko... darl sie jakbym go ze skory zywcem obdzierala i usilowal mnie tez capnac zebami ehhh... tu bede musiala stopniowo i powoli przyzwyczaic tego potworka, bo innego wyjscia nie ma.
To jest rezultat po wyczesaniu obu, z tym ze z malego wyszloby jeszcze sporo ale nie chcialam go za bardzo stresowac. Jak dla mnie Furminator to bardzo przydana sprawa, Wilbi faktycznie chwilowo nie pozostawia wlosow jak mi sie otrze o noge i bez obawy moge go brac na rece... nie musze sie pozniej odklaczac.
Podobno to tylko za pierwszym razem jest taki szok, pozniej wyczesujemy mniej ale mimo wszystko jezeli zapewni mi to mniejsza ilosc fruwajacego futra to bede bardzo szczesliwa.