niedziela, 16 lutego 2014

british psycho... czyli kotałke cos opetalo ;)



To byly dwa dosc ciezkie dni... piatek i sobota. Nie tyle dla nas, co na pewno dla Wilbiego, ktory w ogole nie wiedzial o co chodzi.
 Bo nagle z kochanego brata zrobil sie maly psychopata. 
O.o

Zaniepokoilo nas to do tego stopnia, ze zadzwonilam do lekarki. Futra maja juz ponad 4 lata i sa to bracia... kastraty, nigdy takich akcji nie bylo. Zeby jeszcze cos sie stalo... chco z drugiej strony moglismy przegapic. Zapakowalismy malego amoka i pojechalismy. Odstawiony od brata, stal sie znowu kochanym, ciekawskim kotkiem, ktory zaliczyl wszystkie szafki u lekarza i w aucie darl morde jakby go obdzierali ze skory. Ogolnie wszystko w porzadku, nic mu nie bylo. Podejrzenie, ze cos mu sie w synapsach pochrzanilo i jak samo przyszlo, to samo przejdzie. Zajrzec do kociego lepka i tak sie nie da.

W domu byla powtorka z rozrywki. Biedny Wilbi tez sie potem zaczal skarzyc, bo amok stal mu na drodze i nie pozwalal przejsc... wyjac przy tym jak syrena. Potem nastepowala przerwa, lezaly obok siebie albo jadly ze wspolnej miski... i nagle jak sie mijaly gdzies w mieszkaniu zaczynal sie cyrk od nowa. Z tym, ze nigdy nie bylo ataku. Tylko warczenie... i postawa bojowa. Wilbi obchodzil wariata dookola starajac sie go nie prowokowac. Z jednej strony mozna bylo pasc ze smiechu ale z drugiej mimo wszystko bylo to niepokojace. Probowalismy wszystkiego az w koncu dalismy sobie spokoj, dopieszczajac duzego zeby sie nie czul odrzucony.

Faktycznie dzis od rana pelna odmiana. Tak jakby ostatnich dwoch dni nie bylo. Tylko Wilbi podchodzi do amoka z wieksza ostroznoscia. Dzis byly juz zabawy i pucowanie uszu. I wez tu zrozum kota.