Co jakis czas kupie tym moim lobuzom nowa zabawke, tak zeby sie czyms zajely i nie zawracaly gitery personelowi, ktory ogolnie dopasowujac sie do aury na dworze, zrobil sie dosc niemrawy. Pomijajac, ze w koncu po to sa dwa futra, zeby sie wzajemnie zabawialy a nie siedzialy jeden obok drugiego i gapily na mnie jak gekon w muche :]
Ale z kocimi zabawkami to jest tak, ze na poczatku... przez pierwsze minuty zainteresowanie siega zenitu. Bo przeciez trzeba dokladnie obwachac... kawalek po kawalku.
Potem trzeba przetestowac, do czego to sie nadaje i co z tym mona zrobic.
Nastepuje kilka intensywnych minut...
... a po chwili mamy taki obrazek.
Zabawka lezy, futro lezy... a w oczach wyrzut, ze personel moglby sie laskawie ruszyc i troche postarac. W koncu zabawka sama z siebie tez niemrawa, wiec trzeba cos zrobic, zeby bylo weselej. W przeciwnym razie po kolejnych paru minutach mam dwa skrzeczace gekony kolo nogi... i to by bylo tyle na temat, kup kotu zabawke a bedziesz miec spokoj tiaaaa...