poniedziałek, 19 kwietnia 2010

pierwszy Wilbarowy lot koszacy



Wilbar od jakiegos czasu pala wielka miloscia do kuchennego stolu... uwala sie tam jak pasza i spokojnie obserwuje wszystko dookola... i wcale go nie wzrusza fukanie A., ktory go ze stolu goni... po chwili futro znowu zalega wzdluz lub w wszez... wyciagajac maksymalnie wszystkie cztery konczyny. Towarzyszy tez chetnie przy czataniu gazety... ukladajac sie dokladnie na srodku... i nawet nie drgnie a tylko domaga sie czochrania.

Dzis kulal sie w ta i z powrotem, wygrzewajac sie w sloncu... A. w pracy wiec nikt nie zaklocal mu relaksu... ja ostrzegalam potworka, ze to zwisanie i kulanie...w koncu zle sie skonczy. Futro oczywiscie ignorowalo dobre rady... i nagle jak huknelo... wziuuuttt... kot z obrusem wyladowal na podlodze. Nastapila cisza... i totalny bezruch... futro udawalo, ze go wcale nie ma pod zwinietym obrusem... jak trusia... tylko koniec wystajacego ogona go zdradzal ;) ... a ja stalam i sie smialam... w koncu podnioslam kasek tam gdzie spodziewalam sie znalezc koci pyszczek...a Wilbar spojrzal oczkami jak spodki i wyrwal z kuchni... po chwili znalazlam go obrazonego pod lozkiem... no coz... podejrzewam, ze i tak jutro znowu bedzie sie wylegiwal na stole :]





3 komentarze:

  1. No proszę kotu też można powiedzieć "A nie mówiłam" :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. w takich przypadkach "nauczkę" ma kot przez kilka godzin, w najlepszym razie kilka dni :). a jak opanuje spadanie, to nawet może sobie z tego zabawę zrobić ;)...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ewung,
    mozna :)) ... ale kota to przewaznie i tak malo wzrusza ;)

    Abigail,
    dzis juz lezakowal na stole jakby wczoraj sie nic nie stalo :))

    OdpowiedzUsuń